Tekst: Mk 10,1-12

Poproś w tej modlitwie o serce, które jest czułe, to znaczy zdolne do współ-czucia.

1.   Faryzeusze oderwali się od konkretnej rzeczywistości. Błądzą w kazusach, zawiłych interpretacjach zapisów prawnych. W tym wszystkim zagubili człowieka. Wyobraź sobie Jezusa, który jest wystawiany na próbę. Znowu ci, do których z miłości przyszedł chcą Go złapać w pułapkę, wymusić Jego potknięcie. Jezus natomiast przekierowuje tę próbę prosząc o odpowiedź tych, którzy zadali pytanie. Domagali się od Niego interpretacji Prawa i tę dostali, choć nie taką, jakiej oczekiwali. „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych dał wam to przykazanie.” Czy mnie to dotyczy? Czy moje serce jest czułe na dotyk Boga? Czy dałam mu przestrzeń, aby je Bóg takim czynił? Czy chociaż czasem dostrzegam Boga w kimś, kto jest dla mnie strasznie wredny… albo kto po prostu myśli inaczej niż ja? Przez wzgląd na zatwardziałość naszych serc potrzebujemy reguł typu „w niedzielę uczestniczyć we mszy” albo „przynajmniej raz w roku się spowiadać”.

2.   Ale „na początku tak nie było”. Jezus przychodzi jako odnowiciel. W Nim Bóg czyni wszystko nowe (por.: Iz 43,19, Ap 21,5). Na początku była miłość, która wylała się w stworzeniu. Było bezwarunkowe i pełne zaufanie pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Ze strony Boga nic się nie zmieniło. To my zwątpiliśmy w Jego dobre intencje. Jezusowe „na początku tak nie było” jest jak westchnienie ulgi, które jest nowym początkiem, w którym to, co stare i skostniałe po prostu opada. Czy tej nowości zdarzyło mi się dotknąć? Jest ona owocem pełnej bliskości relacji z Bogiem. Prawo rozumiane jako wykaz norm, które należy wypełnić, traci ważność, w pewnym sensie przestaje obowiązywać, bo z serca wypływa dużo więcej niż Prawo. Jest to piękne, ale i trudne, bo nie da się już ustalić raz na zawsze jakiejś wyczerpującej listy rzeczy do wykonania i do odrzucania. Relacja z Panem odsłania przed nami prawdę – przede wszystkim o bezwarunkowej miłości Boga do nas. Jednak także i o naszym głębokim poranieniu i odpadaniu od tej miłości. Dlatego pozornie łatwiej żyć według prawa niż w miłości. Ale tylko pozornie, bo miłość, której udziela Bóg, obmywa wszystkie wewnętrzne rany, delikatnie dotyka braków i głodów.

Według czego żyję – według „trzeba” czy według „pragnę”? Święty Ignacy mówi, że jeśli kogoś nie stać na synowskie „pragnę”, to dobrze, jeśli zdobędzie się na „trzeba” sługi. Jednakże nie pozostawia wątpliwości co jest doskonalsze i co bardziej godne by tego chcieć. A czego ja chcę i pragnę? Do czego czuję się pociągana? I co mnie do tego ciągnie?