Wprowadzenie do modlitwy na środę, 21 października.

Tekst: Łk 12, 39-4

Prośba: o ufność Bogu.

Dzisiejsza Ewangelia niesie ze sobą dużo kategorycznych stwierdzeń, jednoznacznych rozwiązań. Obraz złodzieja, włamania, przyłapania na złym zachowaniu, chłosty. Wiem, że będzie taki moment, kiedy przyjdzie mi się opowiedzieć, ostatecznie wybrać miłość, wybrać Jezusa. Nie chcę jednak żyć w lęku, czekając na tę chwilę. Gdy mam gorsze dni natarczywie stawiam sobie pytania, czy w swoim życiu wypełniam wolę Bożą, czy przypadkiem się z nią nie rozmijam. A już ostatnie zdanie tego fragmentu, to jedno z najtrudniejszych do przyjęcia w całej Ewangelii. Bo jak cieszyć się zdolnościami, darami, które od Boga dostałam, skoro będę z tego surowo rozliczana? W dzisiejszej modlitwie najpierw chcę pozwolić wszystkim tym strachom dojść do głosu. Zauważyć swoje obawy związane ze Słowem Bożym. Usłyszeć zdania, których nie rozumiem i które wydają mi się nie przystające do mojego obrazu Boga. Chcę pozwolić Bogu być Bogiem, nieoswojonym, do końca nie poznanym, nieogarniętym.

Na różne sposoby można tłumaczyć Jezusa, interpretować Jego dzisiejsze słowa, przykłady. Ja chcę się zatrzymać nad Jego zachętą: „bądźcie gotowi”. W greckim tekście to zdanie brzmi nieco inaczej: „stawajcie się gotowi”. To tłumaczenie daje mi nadzieję. Jezus nie oczekuje ode mnie, że zawsze i wszędzie będę bezbłędnie odgadywać wolę mojego Pana, że przejdę przez życie bez grzechu i słabości. On mnie bardzo dobrze zna. Nie chce mojej doskonałości. Zależy Mu na relacji i na moim rozwoju. Jezus chce, żebym nie traciła Go z oczu i wpatrzona w Niego stawała się coraz bardziej do Niego podobna. Coraz bardziej gotowa. Do czego? Ostatecznie, do bycia Nim. Nie ma innego celu, sensu przyjścia Boga na ziemię, jak przywrócenie nam Nieba. I podarowanie wspólnej wieczności. To Bogu na tym ogromnie zależy i nie mam niczego, czego nie otrzymałabym od Niego. Więc nie muszę żyć w lęku, że coś mi nie wyjdzie, coś przeoczę. Do Niego należy ziemia i czas. Jestem w Jego ręku.