Wprowadzenie do modlitwy na niedzielę, 10 listopada, XXXII zwykła
Tekst: Łk 20, 27 – 38
Poproś dziś Pana o łaskę głębokiej wiary w zmartwychwstanie.
1. Nauka Jezusa wzbudza wiele emocji wśród Żydów. Dziś widzimy saduceuszów, którzy pytają o zmartwychwstanie, w które wierzą np. faryzeusze. Saduceusze dają przykład wzięty z Pięcioksięgu – oni z całego Pisma św. tylko to uznawali. Jezus pokazuje im jednak, że żyją w błędzie, gdyż nie można tego życia przekładać na życie wieczne, które czeka nas po śmierci.
2. Problem zmartwychwstania dotyka jeszcze dwóch innych – życia i śmierci. Jest dziś wielu katolików, którzy niekoniecznie wierzą, że coś będzie po tym życiu. A przynajmniej tak żyją, jakby nie wierzyli. Zatrzymują się na tu i teraz (w znaczeniu przelotności życia) i próbują z niego wycisnąć, ile się da. Owszem, mamy żyć maksymalnie, mamy żyć do końca, ale w miłości. To jest jedyna racja, w której nasze życie ma być spełnione. Dla wielu jednak śmierć jest końcem, którego bardzo się boją. Jak patrzysz na śmierć? Czy widzisz ją jako bramę, za którą żyjesz nadal, oczekując zmartwychwstania?
3. Zmartwychwstanie to również kwestia życia. Bo żyć zmartwychwstaniem mamy już tu i teraz. Mamy żyć faktem, że Jezus przezwyciężył śmierć i ona nie ma już nade mną władzy. Owszem, czeka nas przejście przez jej wrota, ale to będzie wszystko, co nas z jej strony czeka. Po drugiej strony zaś oczekują na nas otwarte ramiona Ojca. Życie zmartwychwstaniem teraz oznacza więc również oczekiwanie na to, że ostatecznie wpadnę w ręce dobrego Boga. Brak wiary w zmartwychwstanie to brak perspektyw i zatrzymanie się w pół drogi. Jak daleko sięga Twoja wiara?
Każdy zastanawia się czasem, co będzie po śmierci. W jakim stopniu życie, które nas czeka, będzie podobne do tego, które jest teraz, czy spotkamy się ze swoimi bliskimi. Myślę, że nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie tego, co Bóg dla nas przygotował. To czego nie znamy, może być jednak źródłem lęku. Mimo, że niczego tak bardzo nie pragnę jak bliskości Boga, ogarnia mnie czasem niepewność – co tam będzie, a przecież tam będzie już tylko Miłość…
Życie bez perspektywy zmartwychwstania dla mnie nie ma sensu. Przyjmuje czas życia na ziemi, jako przygotowanie do życia w Niebie. Miłość to jedyna wartość i tak trudno się żyje bez miłości. Doświadczając sama Miłości Jezusa, tak bardzo chciałabym pomóc drugiemu człowiekowi np. mojemu mężowi, który ma problem z alkoholem, ale decyzję i chęć przyjęcia tej pomocy musi wyjść od niego. Zastanawiam się, jak bardzo musiał cierpieć Jezus, modląc się w ogrodzie oliwnym za ludzi, aby chcieli przyjąć Jego Miłość, co czuje człowiek w tej bezsilności, w odrzuceniu Miłości.