Wprowadzenie do modlitwy na piątek, 23 maja.
Tekst: J 15,12-17
Prośba: o łaskę wsłuchiwania się w Boga obecnego w moim życiu.
„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. To prawda, że każdy idący za Jezusem staje w końcu przed wyzwaniem, aby wybrać Go na swojego Pana i Mistrza. Jest to ważny krok. Nie można jednak zapomnieć, że – jak mówi sam Pan – to nie my jesteśmy pierwsi w tym wybieraniu. Jezus jest początkiem – także jeśli chodzi o osobiste wezwanie, które jest kierowane do każdego, kto Go poznaje. To On wybiera i zaprasza do udziału w swojej misji. I to jest coś podstawowego, konstytutywnego dla dalszej drogi wiary. Póki nie doświadczę wołania Jezusa, póty mój wybór będzie niepewny, nietrwały – bo zbudowany głównie na moich, choćby jak najlepszych, pragnieniach. Ale kiedy ten wybór będzie odpowiedzią na Jego wezwanie… wtedy wszystko zacznie wyglądać zupełnie inaczej: przyjdzie jasność i pewność.
A co zrobić, aby usłyszeć Jego wołanie? Po prostu: słuchać. Wsłuchiwać się w Niego samego, w to co robi w moim życiu, w to co mówi przez innych, przez wydarzenia, przez Słowo. Uczenie się słuchania to największe i w sumie jedyne co możemy na tej drodze zrobić. Zapraszam Cię więc do tego, abyś wsłuchał się w słowa, które – poprzez dzisiejszą perykopę – kieruje do Ciebie Jezus. Jak kiedyś ktoś napisał: „Przyjmuj każde słowo, każdą linijkę w swoim sercu, aż wydadzą Ci sekret, jaki tają, i zaczną cię pożerać jak ogień, który palił Gorejący Krzew”.
„To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem.”
Wczoraj czytałam artykuł „Hitler też niech żyje” – autor pisze „że sporo ludzi powołujących się na wartości chrześcijańskie zupełnie nie łapie, o co chodzi z tym chrześcijaństwem. Bo chodzi o to, żeby Wojciech Jaruzelski był zbawiony. Jest to zgodne z pragnieniem Boga, żeby wszyscy ludzie byli zbawieni. Jeśli dusze giną, to m.in. dlatego, że, jak powiedziała Maryja w Fatimie, nie ma nikogo, kto by się za nie modlił i ofiarował.”
Tak mało miłości w dzisiejszym życiu, tak trudno pojąć Miłość Jezusa, a tak nie wiele potrzeba albo aż tak wiele aby smakować i cieszyć się tą Miłością. Wczoraj słyszałam (wieszając pranie na dworze) awanturę syna z ojce (pod wpływem alkoholu). Łzy same leciały mi po poliku jak usłyszałam żale jakie syn zarzucał ojcu-że wcale go nie interesuje, czy byłeś odwiedzić swoje wnuczki, czy spytałeś o nie, czy odwiedziłeś nas kiedykolwiek, nigdy cię nie interesowało jak ja i moja siostra się czujemy ile razy wyczekiwaliśmy na Twoje przyjście-niestety na próżno” A przecież tak niewiele potrzeba, aby obdarzyć miłością naszych bliskich. Sami potrzebujemy akceptacji i bycia zauważonym, potrzebnym, kochanym, a nie potrafimy dać tego innym. Widzę w moim życiu, że tylko z Bogiem, można się nauczyć kochać, poświęcić czas z miłością, cierpliwością i owoce tego jak Pan przemienia moje serce. Bóg jest cały czas w moim życiu, ale czy ja potrafię się wsłuchiwać w to co chce mi przekazać? Panie proszę Cię o łaskę wsłuchiwania się w Boga obecnego w moim życiu, o Miłość bezinteresowną, o akceptacje ludzi takimi jakimi są o pragnienie modlitwy za potrzebujących.
Doświadczenie mojego życia również potwierdza fakt,że to Jezus jest początkiem to On wybiera,że to On zaprasza do udziału w swojej misji,że jednocześnie w odpowiedzi na wierne trzymanie się tego co mi proponuje pozwala doświadczyć jasności,pewności i poczucia bezpieczeństwa.Nawet jeśli sprawy układają się nie tak jak bym chciała-wierzę,że On trzyma nad tym swoją Ojcowską dłoń.
Jednocześnie,gdy wsłuchuję się dziś w ten Janowy fragment Ewangelii,to tak jak zwykle z zresztą zatrzymują mnie w tym fragmencie słowa „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.Zawsze bowiem-jeśli chodzi o miłość-mam trudność ze znalezieniem równowagi między dawaniem i braniem.
Zanim doświadczyłam wołania Jezusa”oddawałam „ siebie w taki sposób,który mnie niszczył,często dorabiając do tego szlachetną filozofię,a potem niejednokrotnie czułam się skrzywdzona.Dłównie „dawałam”,a potem…płakałam…..
Dziś wiem,że oddawałam swoje życie po to,aby czerpać od innych,aby doświadczać akceptacji i poczucia,że jestem kochana.Próbowałam tak zapracowywać na miłość……
Dziś widzę wszystko jaśniej,ponieważ do tego rozeznawania zaprosiłam Chrystusa,a raczej On wszedł w moje życie i ja już Go nie wyrzuciłam.Uczę się dziś kochać tak moich bliskich jak i tych z którymi przychodzi mi być Jego miością,Jezusowym sposobem,często aż do śmierci.Dostaję od Niego coraz trudniejsze lekcje do odrobienia,lekcje,które zakładają wybór cierpienia. Aktualnie mam znów dosyć trudną. Jednak dziś już nie rezygnuję z siebie!Dziś wybieram Jezusa…Ufam,że On czuwa i wysyła Swojego Ducha,abym rozeznawała ten sposób miłowania bliźnich,który jest zbieżny z tym co Jezus dla mnie chce.Ufam,że nawet jeśli się w swoich wyborach pogubie,to On to wyprostuje,bo przecież wyprostował już tyle krzywych linii mojego życia……..
Jezu ufam Tobie!Pragnę uczyć się Twojej Miłości!