Wprowadzenie do modlitwy na sobotę, 15 listopada
Tekst: Łk 18, 1 – 8
Prośba: o łaskę wierności w modlitwie.
1. Modlić się i nie ustawać… na czym to tak naprawdę polega? Czy masz stać się człowiekiem żyjącym jak w klasztorze klauzurowym, który ciągle się modli? A kto wykona za Ciebie obowiązki? Czy ta modlitwa nieustanna oznacza ilość? Pomyśl o tym przez chwilę. O co chodzi Jezusowi i popatrz w tym wszystkim na swoje życie i na to, co w nim jest jeśli chodzi o modlitwę – to nie ma być abstrakcyjny problem do rozwiązania, lecz Bóg, który chce Ci coś powiedzieć o Twoim życiu.
2. Zastanawiające jest ostatnie zdanie o wierze. Modlitwa potrzebuje wiary – jest to jej niezbędny warunek. Wiary w to, że Bóg kocha i działa. Wdowa wierzyła w to, że sędzia może ją obronić. To dla niej nie podlegało dyskusji. Dla niej problemem było jej ubóstwo, może wręcz nędza, nieporadność i niemoc wobec sytuacji, jaka ją spotkała. Staje się więc natrętna, namolna. Podobnie jak kobieta kananejska, która nie pozwoliła się Jezusowi zbyć. Ale wierzyła, że On może to uczynić.
3. Popatrz na swoją wiarę. Bóg chce wziąć w obronę swoich ukochanych. A że jesteś taki, nie ma wątpliwości. Żyjesz, istniejesz, Bóg podtrzymuje Twoje życie. Gdyby Cię przestał kochał – przestałbyś istnieć. Zobacz, jaką wiarę masz w sobie. Można mieć taką wiarę, że owszem, Bóg istnieje, ale nic poza tym. Można przyzywać Jego miłosierdzia i w to miłosierdzie nie wierzyć. Ostatnie zdanie z dzisiejszego tekstu sugeruje, jakby może nie chodziło tylko o natręctwo, ale również – a może przede wszystkim – o wiarę. Bo czyż Jezus przy uzdrowieniach o to właśnie nie pyta? Czy nie chwali wiary kobiety kananejskiej (poganki), czy rzymskiego setnika (poganina)? Co powiesz Bogu w związku z tym wszystkim?
Wiara, to najpiękniejszy dar! Ile posiadam tej wiary, trudno i nie idzie zmierzyć. Dlatego modlę się o wiarę, ufność. Widzę jak przez różne doświadczenia, a szczególnie te, które są najtrudniejsze, po ludzku niemożliwe, wzrasta wiara i ufność.
Bardzo mnie uderzyło z dzisiejszej liturgii pierwsze czytanie-czyli list pochwalny Jana. Tak mało potrafimy mówić sobie nawzajem miłe słowa, tak rzadko chwalimy drugą osobę, łatwiej krytykować. A przecież z tych pochwalnych słów rodzi się wiara, przecież Bóg mówi do nas przez drugie osoby.
Mój mąż mówi do mnie: jak zazdroszczę Maciejowi (naszemu synowi), że potrafi tak bawić się z synami, że potrafi przytulać, przewijać, kąpać …. Pytam się męża, czy powiedziałeś to Maciejowi? Niestety, nie, ale tego trzeba się uczyć. To jest praca z sobą, pokonywanie w sobie trudności. To jest potrzebne drugiej osobie, dla wzrostu wiary, do radości. Być jak dziecko-czyż dzieci nie oczekują pochwały, akceptacji, że to co robię podoba się.
Panie proszę Cię o głęboką wiarę, o szczerą, wierną i czystą modlitwę dla wzrostu mojego i bliźniego.
JEZU UFAM TOBIE!