Wprowadzenie do modlitwy na środę, 3 lutego.

Tekst: Mk 6, 1-6

Prośba: o łaskę powrotu do głębi serca.

Od początku Okresu Zwykłego obserwuję Jezusa, który po przyjęciu chrztu w Jordanie powołuje pierwszych uczniów, naucza, uzdrawia, chodzi od miasta do miasta. Dzisiaj widzę Go w Nazarecie. Tym Nazarecie, o którym Natanael powiedział, że nic dobrego z niego nie może pochodzić. Może było to miasteczko, o którym w okolicy opowiadało się śmieszne anegdoty? Na początku tej modlitwy chcę wczuć się w kontekst. Jezus przychodzi do swojego rodzinnego miasta. Wszyscy znają Go tam, jako cieślę, syna Maryi, kuzyna. Jest pod obstrzałem spojrzeń. Jakie uczucia Mu towarzyszą? A co ja czuję, kiedy wyobrażam sobie tę scenę? Już to może być moją modlitwą…

Powroty do domu bywają różne. Czasem wracam, jak na skrzydłach, nie mogąc doczekać się spotkania z bliskimi, swojego łóżka, znajomych kątów. Ale bywa też, że przekraczam próg domu, jakbym wchodziła do jaskini lwów. Zależy to nie tylko od relacji z osobami, które tam na mnie czekają, ale też od tego, co w międzyczasie działo się w mojej głowie. Wracam do domu pełna oczekiwań. Albo roszczeniowych, by to miejsce i ludzie zaspokoili moje potrzeby, albo pełnych lęku… Bywa też sporo stanów pośrednich. Chcę dziś zauważyć, złapać swoje myśli, które towarzyszą mi, gdy myślę o moim domu – rodzinie, relacjach, ale także przestrzeni, którą tak nazywam. Może pojawiają się w nich echa tych zdań, które słyszał Jezus? Czy one naprawdę istnieją, czy są tylko wytworem moich wewnętrznych rozważań? Na ile się im poddaję?

Jeszcze inaczej chcę dziś spojrzeć na tę Ewangelię. Moje serce – miejsce moich spotkań z Bogiem, źródło pragnień, dowód życia… to jest mój dom. Moja ojczyzna. Kiedy zaglądam do niego, zatrzymuję się przy nim uważnie, chcę dotrzeć do jego głębi, dostrzegam po drodze bardzo różne głosy… to moje sądy na mój temat. Ich pochodzenie jest bardzo różne. Większość mieszka we mnie od dawna. Kształtuje mnie. Ma na mnie wpływ. Są wśród nich i zdania wzmacniające, wspierające, przygarniające, ale nie brakuje też tych powątpiewających, krytykujących, dołujących. Chcę dziś przyjąć każde z tych zdań. Nie zaprzeczać mu, nie wyrzucać na siłę, nie skupiać się na tych miłych. Uznać fakt, że wiele się we mnie mieści. Serce jednak, należy do Boga. mam w sobie takie miejsce, któremu nie zagrażają moje wyobrażenia, zranienia, słabości. Bogu nic nie przeszkadza, żeby się ze mną spotykać. Wręcz przeciwnie – te przestrzenie też mogą być miejscem spotkania z Nim.