Wprowadzenie do modlitwy na środę, 11 listopada.

Tekst: Łk 17,11-19

Prośba: o doświadczenie bliskości Jezusa.

Zmierzając do Jerozolimy. Dzisiejsza Ewangelia przedstawia Jezusa będącego w drodze, zmierzającego konsekwentnie ku wyznaczonemu celowi. Były momenty w tej drodze, że uczniowie Go nie rozumieli, dziwili się, że ich wyprzedał, nie przyjmowali do wiadomości zapowiedzi męki… Gdy jednak ja czytam ten fragment wiem, co to oznacza. Jezus idący do Jerozolimy, to Jezus, który do końca mnie ukochał, który wypełnia wolę Ojca, który zna Swoje przeznaczenie. Gdyby nie poszedł do Jerozolimy, mógłby uzdrowić jeszcze wielu trędowatych, kolejni ludzie nawracaliby się podczas Jego nauczania. Może apostołowie byliby lepiej przygotowani do głoszenia, gdyby dłużej był z nimi… Możliwe. Jezus jednak nie był nastawiony na spektakularne efekty Swojej apostolskiej pracy. Jego celem było dojść do Jerozolimy i tam oddać życie z miłości. Co mi to dzisiaj mówi?

Pogranicze Samarii i Galilei. Wiele razy widzę Jezusa przekraczającego różne granice – pomiędzy terytoriami, klasami społecznymi, przepisami prawa, ludzkimi wyobrażeniami na Jego temat. Są takie momenty, kiedy Jezus stawia granice, zazwyczaj złu. Dzisiaj znajduję Go  na pograniczu. Na styku. Pomiędzy. Nie trzyma żadnej strony, po żadnej się nie opowiada. Dzięki temu mogą odezwać się do Niego zarówno chorzy Żydzi, jak i Samarytanie. Często jestem tak pogubiona, że sama nie wiem, jakie mam zdanie, w co wierzę, do czego jestem przekonana. Chciałabym umieć rezygnować ze swojej racji, z konieczności zabierania głosu. Znaleźć się na pograniczu nie z przypadku, albo bezradności, ale tak jak Jezus – na skutek decyzji, w wolności, by stanąć przy konkretnym człowieku.

Zatrzymali się z daleka. Trędowaci znali swoje miejsce. Wiedzieli, że nie mogą podejść bliżej. Jedynymi, od których mogli doświadczyć bliskości, byli tak jak oni – chorzy. Ich wołanie z daleka kojarzy mi się z obecną sytuacją, osobami przebywającymi na kwarantannie, izolacji, zdanymi na pomoc z zewnątrz. Wielu z nas ma doświadczenie przeżywania Eucharystii za pośrednictwem mediów, przyjmowania Komunii Świętej Duchowej… W dzisiejszej Ewangelii Jezus nie podszedł do trędowatych, fizycznie ich nie dotknął. Dał im jednak odczuć Swoją bliskość przez dar uzdrowienia. Obecny czas możemy przeżyć, jako wielką próbę wiary, która uzdrawia.

Upadł na twarz do nóg Jego. Jednemu z uzdrowionych nie wystarczyła „bliskość na odległość”. Wrócił do Jezusa, podszedł blisko, bardzo blisko, dotknął Jego stóp… I ze słów Jezusa wnioskuję, że On też na to czekał, że Go to spotkanie cieszy. Są sytuacje, kiedy najszczersze „mentalne” przytulenie nie wystarczy, kiedy trzeba kogoś z życzliwością dotknąć, okazać wsparcie, czułość, zaświadczyć o obecności i miłości. Samarytanin według prawa powinien pokazać się najpierw kapłanom, żeby oficjalnie uznano go za zdrowego. Poszedł jednak za głosem serca i potrzebą bliskości. Chciał okazać wdzięczność i podzielić się radością. Wrócił do Boga, od którego otrzymał uzdrowienie. To nie prawo jest źródłem życia. Ale Osoba Jezusa Chrystusa.