Tekst: Mt 8,18-22

Prośba: o łaskę zostawienie tego wszystkiego, co przeszkadza pójść za Jezusem.

W dzisiejszej modlitwie zachęcam Cię byś popatrzył na swoje życie od jego najbardziej ludzkiej i naturalnej strony. Na chwilę zapomnij o wzniosłej duchowości i pragnieniu dojmujących poruszeń serca. Popatrz na siebie przez pryzmat swoich najdrobniejszych przyzwyczajeń: jaką kawę lubisz pić? Może tylko z ekspresu? W którą stronę zwrócone musi być uszko kubka? Ile razy trzeba zamknąć dom na klucz? Gdzie chodzisz do sklepu? W jakich miejscach lubisz spać? Co zjesz na śniadanie? Ile posiłków jadasz i w jakich godzinach? Z kim rozmawiasz, a z kim nie? Na kogo się zawsze dąsasz, a do kogo się uśmiechasz? Którego kaznodzieję lubisz, a którego unikasz? Zawsze uważnie planujesz każdy swój krok czy może pozwalasz sobie na wszechogarniający Cię chaos? Jeśli chcesz możesz zrobić listę tych zwyczajów.

Ewangelia przedstawia historię dwóch nieudanych powołań. Uczony w Piśmie na swoje zapewnienie pójścia za Mistrzem słyszy w odpowiedzi, że Jezus nie ma gdzie głowy położyć do snu. Słowa te mogły oznaczać tyle, że nie ma domu. Po nich Jezus mógł zapytać: „Czy wyruszyłbyś ze mną rano wiedząc, że nie jest pewne, czy znajdziemy nocleg wieczorem? Czy jesteś w stanie zaufać, choć nie ma żadnych zwyczajnych zabezpieczeń?”. Drugi człowiek również chciała pójść za Jezusem, ale przytrzymywały go ważne sprawy rodzinne. Pogrzeb, o którym mówi, był tak zwanym drugim pogrzebem, na który zjeżdżała się cała rodzina (w gorącym klimacie ciało musiało byś grzebane od razu, więc później urządzano jeszcze jedną uroczystość). Może chodziło o spadek, może o jakiej inne uwiązanie, a może po prostu o przywiązanie i przyzwyczajenie. W każdym razie wszystkie te sprawy sprawiały, że pójście za Jezusem stawało się niemożliwe.

Podobnie może dziać się w naszym życiu. Wszystkie te małe przyzwyczajenia są sposobem, w jaki organizujemy sobie przestrzeń. Przez czynienie jednych rzeczy w określony sposób i unikanie innych, tworzymy sobie przestrzeń naszego komfortu. I generalnie jest to dobre, bo jakoś trzeba funkcjonować. Problemem przyzwyczajenia stają się wtedy, gdy tracą elastyczność, gdy już zawsze musisz się zachowywać według nich. Odbierają one wtedy możliwość rozwoju. Zachęcam Cię, byś w duchu zwiększania wolności wewnętrznej spróbował przypatrzeć się jakiemuś skostniałemu przyzwyczajeniu. Zobacz, na co się nie decydujesz, bo ono Ci nie pozwala. Może warto spróbować przejść na (nazwijmy to umownie) „tryb wakacyjny”, czyli naruszanie strefy komfortu. Np.: Nie decydujesz się na wyjazd ze znajomymi, bo nie lubisz spać pod namiotem, to prześpij się na karimacie. Zawsze troszczysz się o zapewnienie sobie noclegu – to wyjedź w nieznane – pozwól, by Bóg zatroszczył się o Ciebie. Czy jeszcze jakiś inny przykład bardziej odpowiadający Twojemu życiu. Pozwól, by czas „trybu wakacyjnego” był szczególnym czasem doświadczenia opieki Boga.