Wprowadzenie do modlitwy na piątek, 14.06.2024 r
Tekst: Mt 5, 27-32
Prośba: o odwagę odcięcia się od zła
Myśli pomocne w rozważaniu:
- Jezus wskazuje dziś, że grzech zaczyna się w sercu człowieka – w naszej woli, w stopniowym przyzwalaniu na zło. Czym moje serce jest zatrute, gdzie nie ma w nim Boga i patrzenia z miłością na drugiego? Czy chcę powiedzieć dziś Jezusowi: pomóż mi zobaczyć te miejsca, a potem: uzdrów je?
- Pan stworzył nas na swoje podobieństwo, jako pięknych i dobrych. Nasze ciała są Jego darem, ale możemy używać go niewłaściwie. Jak ja korzystam ze swojego ciała? Jaki jest mój wzrok, dotyk, słuch, moja mowa?
- Jezus jest radykalny w mówieniu o grzechu, bo wie, że grzech przynosi ból, zamęt i śmierć. Od zła trzeba się odciąć radykalnie – natychmiast, gdy pojawi się pokusa, sposobność do przyjemności niezgodnej z Jego wolą. Czy potrafię zobaczyć w sobie moment, gdy zaczynam dopuszczać zło? Czy widzę go dopiero po fakcie? Czy potrafię zobaczyć w jakich sytuacjach najczęściej zdarza mi się grzeszyć?
- Ciało często pokazywane jest jako obraz Kościoła. Jedno ciało (Kościół), który ma wiele członków (ja, ty, oni). Czy jestem kimś, kto ożywia to ciało czy je uśmierca? Niosę miłość czy zgorszenie? Czy modlę się o świętość całego Kościoła?
Na koniec tej modlitwy porozmawiaj z Jezusem o tym wszystkim, co Cię najbardziej poruszy, co przeżyjesz jako ważne dla Twego życia. Te poruszenia zapisz w swoim dzienniku, by bardziej Cię dotknęły i miały moc przemienić Twoje życie.
Czy jestem kimś, kto ożywia to ciało czy je uśmierca?
Dodałabym jeszcze, czy jestem kimś kto koncentruję się nad tym, co jest w moim ciele zdrowe, czy chore?
Pamiętam jak w kwietniu byłam chora i dostałam 7 dni zwolnienia od razu ze skierowaniem do szpitala. Lekarz nie wiedział, czy zadziała antybiotyk, czy konieczny będzie zabieg. Bolało mnie 3 cm ciała. Koleżanka dowiedziała się po fakcie i zadzwoniła z pretensją, że nie powiedziałam, że jestem chora, że byłam w szpitalu, że nie dzwonię, nie mówię. A ja nie miałam takiej potrzeby by to robić, bo to była dla mnie kwestia uboczna. Zajęłam się w tym czasie czytaniem dokumentów i przygotowaniem do złożenia przymierza czasowego w mojej wspólnocie. To było dla mnie o wiele ciekawsze i zajmujące całkowicie mój umysł niż mój ból. Jak boli to to niech boli, przecież w końcu przestanie tylko trzeba przetrwać ten czas, on wiecznie nie trwa.
Mam już taką swoją taktykę na moje bóle, cierpienia, niedogodnosci, smutki, ofiaruję je zawsze za dusze w czyśćcu cierpiące i się nimi w ogóle nie zajmuję. Po prostu szkoda mi czasu na nie. Jest tyle fajnych rzeczy, którymi można się zająć nawet w czasie, gdy nasze ciało choruje, tylko pytanie na czym skoncentrujemy uwagę i nad czym się pochylimy, nad tym co zdrowe w nas, w naszym Kościele, czy nad tym co chore?