Wprowadzenie do medytacji na sobotę, 3 marca.

Tekst: Mi 7, 14-15. 18-20

Prośba: o łaskę spotkania Boga na dnie serca.

Mieszka samotnie w lesie, pośród ogrodów… Prorok Micheasz zwraca się do Boga z prośbą o opiekę, okazanie troski. Porównuje naród do trzody, która potrzebuje dobrego pasterza. Wśród lasów i ogrodów jest pięknie, ale łatwo się zagubić. Jestem członkiem Bożej trzody – Kościoła. Bóg nie patrzy na mnie jednak, jak na jednego z wielu, ale zna mnie osobiście, wie o mnie wszystko i podchodzi indywidualnie. Samotność, las, ogród… to warunki odpowiednie do spotkania z Bogiem. Czym są dla mnie? Czy w mojej samotności, przeżywanej może na co dzień jako trud, krzyż, potrafię dostrzec obecność Boga, czy Go w niej szukam? Czy w moim planie dnia jest odpowiednia przestrzeń na spotkanie?

Jak za dni Twego wyjścia… Izraelici byli przekonani, że sam Bóg razem z nimi opuścił Egipt i szedł z nimi przez pustynię. Był więc moment, kiedy Bóg wyszedł z Egiptu, wyszedł z niewoli. Żeby z niej wyjść, najpierw w nią wszedł. Nie brzydził się, nie krzywił, nie robił wymówek, nie zatykał nosa. Po prostu był tam, gdzie ci, których kocha. Dobrze znam miejsca mojej niewoli – konkretne lokalizacje w terenie, ale też zakamarki mojej psychiki, wspomnień, pragnień, mojego serca – moje morskie głębiny. Dziś chcę podjąć decyzję o otwarciu drzwi, granic i spotkaniu się z Bogiem właśnie tam – na dnie. Chcę pokazać mu ten mroczny świat, gdzie nie dociera światło, bez tłumaczenia się i oskarżania innych. Chcę wołać do Niego z moich głębokości (Psalm 130). Wychodzenie, wynurzanie jest procesem, zakłada drogę. Dzisiejsza decyzja to może być pierwszy krok.

Wrzucisz w morskie głębiny wszystkie ich grzechy. Zdanie to było dla Ojców Kościoła biblijnym dowodem potęgi miłosierdzia Bożego. Dziś wiemy, że głębiny wód dochodzą do 11 km. To niewyobrażalna odległość…  Bóg przekonuje mnie Swoim słowem, że „upodobał sobie miłosierdzie”. To ono utrzymuje mnie na powierzchni, ratuje przed utonięciem, pozwala żyć. Często tracę czas i siły na powroty do ciemności głębin, by poszukiwać wyznanych już w spowiedzi grzechów, jak skarbów. Sam pozbawiam się tlenu i słońca. Nie żyję. Bóg jednak wie co robi. Odsuwa grzechy tak daleko, że przestają mieć znaczenie, On „zetrze nasze nieprawości”. Choćbym zmarnował całe życie pod wodą, nie wyciągnę ich (rekord nurkowania to zaledwie 332,35 m), nie przekonam Boga, że jestem taki straszny, zły i zasługuję na potępienie. Ojciec nie chce przyjąć mnie jako najemnika, ale jako syna. Choćby po przejściach.