Paweł do chrześcijan, którzy należą do Chrystusa i żyją według Ducha mówi, że nie ma w stworzonym świecie takiej mocy, która mogłaby ich (a więc i nas) oderwać od Boga. On jest zawsze troskliwie pochylony nad swoim ludem, także wtedy, kiedy ten lud schodzi z właściwej drogi. Jego miłość zawsze wybiega nam naprzeciw, przelewa się ku nam. Bóg cały wydaje się w Twoje ręce, cały jest dla Ciebie. Czy w głębi swojego serca rzeczywiście w to wierzysz? Nie oszczędził nawet własnego Syna. Czy – będąc takim – mógłby nam poskąpić czegokolwiek? Jak mógłby – w wolności oddawszy życie, aby nas uwolnić od grzechu – zacząć nas o te grzechy oskarżać? On jest tym, który przychodzi z przebaczeniem, w którym znajdzie się ukojenie każdego bólu, balsam na każdą ranę. Nigdy nie oskarża, zawsze pociąga ku sobie. Nic nie jest w stanie wyrwać nas z Jego serca. Czy pamiętam o tym, kiedy uświadamiam sobie, że kolejny raz upadłam? Czy ufam Jezusowi na tyle, aby pokazać Mu każdą swoją ranę, każdy grzech?

2.  Jedynym, co może mnie odsunąć od Boga, jestem ja sama – jeśli odwrócę się od Niego ku stworzeniu, ku życiu według ciała, w odrzuceniu Ducha. Nie oznacza to, że nie mamy korzystać ze wszystkiego, co stworzone! Bóg dał nam świat (nas samych, relacje, każdy zanurzony w świecie dzień życia…) po to, abyśmy się nim cieszyli. Ale chodzi tu o takie przestawienie akcentów, kiedy z posługiwania się darami Boga przechodzi się do postawienia ich w centrum i stopniowe odsuwanie Dawcy z pola widzenia. Wtedy odwracam się od życia ku śmierci, zaczynam służyć obcym bogom. Czy doceniasz dary otrzymane od Boga? Czy cieszysz się nimi? Na ile Twoje korzystanie z nich jest w Nim zanurzone? Pomyśl, czy jest w Twoim życiu coś, co zamiast Ci służyć, zaczęło przeszkadzać, stanęło między Tobą a Bogiem? Porozmawiaj o tym z Panem, który jest Miłością.