Otóż grzechu i śmierci, która przez niego weszła na świat. Oczywiście słowo to kojarzy nam się też bardziej pozytywnie, jako podarowanie nam czegoś. Tym czymś jest życie wieczne – na obraz wiecznego życia Boga. No właśnie, życie i śmierć. O czym mowa? Często pokonanie śmierci jest rozumiane bardzo biologicznie. Ale przecież ludzie nadal umierają. Czy miałoby to znaczyć, że coś z tym zbawieniem jest nie do końca tak, jak być powinno? Kiedy mówimy, że Jezus pokonał śmierć, powinniśmy przez to rozumieć, że pokonał śmierć wieczną, śmierć, która wypływa z grzechu, która zabija duszę, oddziela ją od źródła życia, będącego w Bogu. Uwolnił wszystkich, których pożarła otchłań, jak sugestywnie ujmuje to liturgia bizantyjska. Śmierć biologiczna natomiast jest nadal realna, w tym sensie, że się wydarza. Ale nie jest końcem, tylko jakąś przemianą. I odkąd Jezus przeszedł przez ziemię, możemy mieć coś więcej niż nadzieję; możemy być tego pewni, ponieważ opowiedzieli nam o tym ci, którzy widzieli i dotykali Zmartwychwstałego. Dlatego ci, którzy ufają Bogu, mogą spokojnie przyjmować doświadczenia, nawet tak ciężkie, że wydają się być jak wytapianie złota. Mogą przyjąć kaźń, a w końcu śmierć, bo „ich nadzieja pełna jest nieśmiertelności”.

Jak przyjmujesz karcenie, momenty, gdy jesteś doświadczany „jak złoto w tyglu”? Co to mówi Ci o zaufaniu, jakie pokładasz w Bogu? Jak bardzo Mu wierzysz? Czy chciałbyś coś w tej kwestii zmienić? Rozmawiaj z Bogiem o tym wszystkim, co zostało w Tobie poruszone pod wpływem dzisiejszego tekstu.