Ziarno musi jednak poddać się wpierw procesowi umierania. Jezus również obumarł, aby przynieść zbawienny plon. Realizacja mojego powołania, jakiekolwiek by ono nie było, zakłada zgodę na śmierć tego, co oddala mnie od Boga. Co takiego rodzi w moim sercu sprzeciw, aby całkowicie zaufać Jezusowi? Czego tak naprawdę się obawiam? Jaka perspektywa straty wywołuje we mnie opór przed stanowczym opowiedzeniem się za wolą Ojca?

2. „Kto kocha swoje życie…” Św. Jan Ewangelista mówiąc „życie” ma w tym fragmencie na myśli życie człowieka, którego serce jest pełne pożądliwości, nieuporządkowanych uczuć, niezdrowego uzależnienia od innych ludzi (choćby członków swojej rodziny), jak i od tego wszystkiego, co zniewala i wtrąca do więzienia swoich zachcianek. Kto takie życie kocha, ten je straci, bo nie nauczy się kochać bezinteresownie. Skoro na ziemi nie będzie umiał, to kiedy będzie miał czas na taką lekcję? Natomiast kto nienawidzi takiego życia i z pomocą łaski Boga przezwycięża swoje słabości, choć upada, jednak zawsze powstaje, ten osiągnie życie wieczne – nauczy się kochać. Wystarczy, że będzie próbował… Czy jest we mnie choć pragnienie pragnienia, aby błagać Boga, by rozpoczął we mnie drogę przemiany i nauki co to znaczy prawdziwie kochać?

3. „A jeśli ktoś Mi służy…” Gdy rozpocznę drogę świadomego poddania się działaniu Boga będę mógł za Nim iść. Podążać za Jezusem, to uczyć się sposobu Jego postępowania, to pytać, co On zrobiłby na moim miejscu, to wreszcie naśladować Jego czyny. Jezus przyszedł, aby służyć i oddać swoje życie za innych. Czy mi się to podoba, czy nie kresem najprawdziwszej miłości jest zawsze śmierć. Na szczęście śmierć nie ma ostatniego głosu. Kto kochając, przechodzi jej bramy, ten nie przestaje kochać. Staje przed Ojcem i jest uczczony, choć nie rozumie dlaczego. Przyjmuje jednak ten dar i cieszy się z tego, że swoim życiem, przepełnionym służbą, ucieszył Dobrego Boga. To mu wystarczy. Czy ja też tego chcę?