Kiedy nie szukamy spełnienia tej tęsknoty w Bogu, powstaje pustka. Ona „popycha nas” ku przyjemnościom doczesnym, ku zanurzeniu się na całego w tym, co przynosi nam korzyść tu i teraz, przy jak najmniejszym wysiłku z naszej strony. Wtedy nasze serca stają się ociężałe. I „widmo” końca świata wzbudza w nas paniczny lęk. Jezus zaprasza, byśmy byli uważni, czyli kierowali naszą uwagę na to, co jest w sercu.

 

2.  Czuwanie bardzo łączy się z uważnością. I w takiej postawie mamy modlić się, czyli zwracać do Boga. Bo modlitwa ma sens jedynie w odniesieniu do Boga. I nie chodzi o to, aby z codzienności „wyrywać” chwile na modlitwę, ale aby codzienność została przesiąknięta modlitwą. Jak to możliwe, zapyta niejeden, przecież nie jestem w zakonie kontemplacyjnym, żyję w świecie, mam rodzinę, pracę… Słowo Boże przypomina nam, że w Bogu „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” /Dz 17,28/, zatem nie musimy robić nie wiadomo jakich rzeczy, żeby Go spotkać. Skakać do nieba, zamykać się w klasztorze, stosować surowe pokuty. Wystarczy być uważnym… tu i teraz, w powołaniu, jakie realizujemy.