Jako osoba kaleka, ślepiec mógł żyć jeszcze długo, przy minimalnym zaspokojeniu swoich potrzeb, dzięki jałmużnie, której dawanie było usankcjonowane religijnie. Równie dobrze mógł prosić Jezusa, by Ten sprawił, żeby ludzie dawali mu trochę więcej. On decyduje się na rozwiązanie pełne: chce widzieć, czyli również chce wziąć całkowitą odpowiedzialność za siebie i swoje utrzymanie. Jakich rozwiązań Ty sam oczekujesz od Boga?

Choć niewidomy nie widzi Jezusa, zdaje się rozpoznawać Go z wielką intuicją. Nazywając Go Synem Dawida, potwierdza swoją wiarę w to, że Jezus jest oczekiwanym i zapowiadanym przez proroków Mesjaszem. Jest tym, o którym Izajasz pisał, że przywracać będzie wzrok niewidomym, i że będzie leczył rany serc złamanych (por. Iz 61,1n). Może paradoksalnie było mu łatwiej ”zobaczyć” Jezusa opierając się bardziej na swojej wierze niż na świadectwie oczu. Jemu współczesnym nie zawsze się to udawało. Uczniowie idący do Emaus spodziewali się, że Jezus wyzwoli Izraela spod okupacji Rzymskiej (por. Łk 24,21). To oczekiwanie przysłoniło im możliwość zobaczenia w Jezusie tego, kim naprawdę był. Nam również trudno jest dostrzec obecność i działanie Jezusa w naszym życiu. Trochę przysłaniają Go nam nasze oczekiwania, nastawienie. Czasami zaś zawodzi jeden ze ”zmysłów”, którymi przyzwyczajeni byliśmy odczuwać Jego obecność. Psalmista pisze, że chociażby przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknie, bo jego Pasterz jest przy nim (por. Ps 23). W ciemnościach duszy, w smutku, jesteśmy jak niewidomy spod Jerycha. Wszystko, co można zrobić, to zaufać innym zmysłom. Oprzeć się na wierze, na intuicji, albo na odgłosie stukającej o kamienie laski idącego przed nami Pasterza.