Wprowadzenie do modlitwy na środę, 10 lutego.

Tekst: Rdz 2, 4b-9. 15-17

Prośba: o przyjęcie Jezusa do swojego życia.

Od kilku dni słyszę w liturgii opis stworzenia świata. Dzisiaj chcę się nad tym Słowem zatrzymać. W ramach przygotowania do modlitwy mogę przeczytać jeszcze raz pierwszy rozdział Księgi Rodzaju. Opis stworzenia człowieka, który czytany jest w środę, to uwieńczenie procesu, pracy Boga. Wszystko, co zostało stworzone do tego momentu, zostało podarowane człowiekowi. Moja modlitwa może zamienić się w uwielbienie Boga – Stwórcy wszelkich stworzeń. Bóg jest nieskończenie kreatywny, hojny tworząc świat. Do tej pory ludzie poznali tylko niewielką część istot żyjących na Ziemi. A wokół czeka cały kosmos… Uwielbiam Boga, który tak mnie kocha, że gdybym miała być jedynym mieszkańcem tej planety, urządziłby ją dla mnie tak samo pięknie.

Naturą człowieka jest ciało i dusza. Bóg dał mu istnienie przez tchnienie życia. Tchnął w niego… Tak, jak Jezus, który podarował w ten sposób Swojego Ducha Apostołom. Bóg podzielił się ze mną Swoim Życiem. Jedyne życie, jakie w sobie mam, pochodzi od Niego. W mojej modlitwie chcę zatrzymać się na moim oddechu. Rzadko zwracam na niego uwagę, bo jest on tak naturalną częścią mnie. To tchnienie, które wydobywa się ze mnie jest tym, co łączy mnie z Bogiem. Nabierając powietrze uczę się przyjmować życie. Wydychając je, daję… Oddech może stać się moją modlitwą. Chcę przez jakiś czas trwać w uważności, skupić się na moim oddechu, z intencją uwielbiania Boga obecnego we mnie.

W Ogrodzie Eden,  w którym Bóg umieścił człowieka, znajdowały się dwa niezwykłe drzewa. Często pamięta się tylko o jednym – tym zakazanym. Ale było tam też Drzewo Życia. I jedzenie owoców z tego drzewa nie było zabronione. Bóg chciał, żeby pierwsi ludzie byli nieśmiertelni dzięki jego owocom. Nie chciał ich śmierci. Ona pojawiła się dopiero, jako konsekwencja grzechu. Często słyszę, gdy ktoś komentuje czyjeś odejście: Bóg tak chciał, taka wola Boga. Chcę się dziś zbliżyć do Boga, który nie jest Bogiem śmierci, ale Bogiem Życia. Nie cieszy się widząc moje łzy smutku i straty. Nie reżyseruje wypadków samochodowych i kataklizmów. Nie zsyła wirusów, żeby „oczyściły” ziemię. Jest przy mnie w  moim cierpieniu i bezradności. I daje mi Swojego Syna, jako owoc z Drzewa Życia, żebym żyła z Nim na wieki.