Wprowadzenie do modlitwy na sobotę, 1 lutego
Tekst: Mk 4, 35 – 41
Poproś dziś Pana o łaskę ufności i wiary.
1. Wiele trudnych rzeczy dzieje się „wieczorem”. To taki czas, kiedy człowiek jest zmęczony po całym dniu, kiedy kształty rzeczy się zacierają, bo jest coraz mniej światła i kiedy wiele lęków, które w świetle dnia giną, teraz stają się wyolbrzymionymi cieniami. Pomyśl o Twoich „wieczorach”, a więc momentach w życiu, kiedy czułeś się słabszy duchowo, jakby zmęczony, wyczerpany, kiedy lęki dopadały silniejsze niż zwykle. Albo przychodziła burza, jak ta z dzisiejszej ewangelii. Co wtedy robiłeś? Co myślałeś? Co czułeś? Czego oczekiwałeś?
2. Przychodzi burza i łódź życia zaczyna się napełniać. Człowiek ma wrażenie, że zaraz utonie, że całe jego życie pójdzie na dno. Czasem jest tak, że im większe ciemności i większe fale, tym mniej wiary w nas, mniej odwagi. To właśnie Jezus wyrzuca uczniom, którzy Go budzą. Czyżby Jezus nie czuł zagrożenia życia i lekceważył burzę? Mówi uczniom o bojaźni i wierze. Przecież On był cały czas z nimi na łodzi. Jeśli pójdą na dno, to razem z Nim, jedynym i prawdziwym Bogiem. A czy Bóg może iść na dno? Tylko po to, by wyciągnąć nas z naszego dna.
3. Czy ten tekst zachęca do tego, by nigdy Boga nie wołać? Nie! Warto zobaczyć, że ton uczniów jest dość pretensjonalny, rzeczywiście mocno przestraszony i ze zmniejszoną wiarą. A na końcu pytają: Kim właściwie on jest? Przecież są już z Nim trochę czasu, widzieli znaki i cuda, a ciągle nie wiedzą kim jest? A Ty? Czy wiesz, kim On jest? Czy wierzysz, że nawet, gdy spadniesz na dno, On Cię z niego wyciągnie, przyjdzie po Ciebie?
Uświadomiłam sobie dzisiaj, że byłoby bardzo dobrze, gdybym mogła, gdy wieje wiatr i łódź się napełnia, tak wołać: Nauczycielu, nic Ci to nie obchodzi, że ginę. Odkryłam, że kiedy jestem w takiej sytuacji, widzę Pana Boga raczej jako snajpera, który odstrzeliwuje tych, którzy mają małe szanse na przetrwanie, a nie im wybawia. Zapominam, że On jest w mojej łodzi, że jest ze mną, po mojej stronie. Chcę nauczyć się Go budzić i mówić Mu z wyrzutem: Panie, czy Cię to nie obchodzi, że miara wszystkiego się już wypełnia i nie dam rady?
Ostatnio zdarza mi się dotykać dna, jak fale zalewały łódź apostołów, tak mnie zalewają czarne myśli na temat moich najbliższych. Wtedy też przeważnie wydaje mi się, że Bóg mnie opuścił. Modlitwa nie nasyca, jest jakaś oschłość. Ale wtedy kurczowo jej się trzymam, nawet jak to jest tylko imię Jezus i Bóg wyciąga mnie z dna rozpaczy. Wracam do żywych. Idę do Komunii św. i znów jestem blisko Tego, który może uspokoić moje burze…
Często doświadczam w tych trudach dnia codziennego cudów od Boga. Ale jest we mnie jeszcze ten ludzki lęk, i kiedy mnie dopada tłumaczę sobie, że Bóg nie zostawia mnie nigdy. Tak jak uczniowie Jezusa, tyle widzieli cudów, szli z Nim a mimo to lękali się. Panie proszę Cię o łaskę ufności i wiary.