Wprowadzenie do modlitwy na środę, 30 czerwca.
Tekst: Rdz 21, 5. 8-20
Prośba: o otwarcie serca na Boga.
Wiele wydarzeń opisanych w Starym Testamencie wywołuje we mnie opór, niezgodę, niezrozumienie. Takim jest dzisiejsze czytanie, w którym Abraham wysyła Hagar i ich syna na pustynię. W chwili, gdy spełnia się obietnica, oni stają się zbyteczni. Dzieje się to za przyzwoleniem Boga. Sytuacja jest bardzo niesprawiedliwa. Szczęście jednej kobiety – Sary, okupione jest cierpieniem drugiej. Czytając jednak tę historię od początku widzę, że do tego dramatu doszło w konsekwencji wcześniejszych decyzji ludzi. Chcieli sami zrealizować obietnicę, dopomóc jej. Dla Hagar opuszczenie Abrama, uzyskanie wolności, jest szansą na nowe życie. Gdyby została, zawsze byłaby tą drugą. W mojej codzienności wiele jest sytuacji, które mnie smucą, są powodem niepokoju, ale też oburzenia. Nie widzę ich sensu, nie potrafię dostrzec Boga troszczącego się o mnie. W czasie modlitwy chce oddać Mu te chwile, prosić, żeby otwierał moje oczy.
Zatrzymuje mnie scena, w której Hagar zostawia syna, żeby nie patrzeć na jego śmierć. „Nie chcę patrzeć na śmierć dziecka”. To pewnie jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą spotkać matkę. Czasem też swoim „dzieckiem” nazywamy różne dzieła, projekty, idee, które wprowadzamy w życie. Bywa, ze jesteśmy świadkami ich niszczenia, upadku, schyłku… To doświadczenia ogromnej straty. Dziecko mamy też w sobie. Może się zdarzyć, że jego potrzeby, pragnienia są skutecznie zagłuszane przez powinności, konwenanse, zasady, nadmiar pracy… Z czasem dziecko przestaje o sobie przypominać… cichnie. Z jaką stratą trudno mi się pogodzić? W jakiej kondycji jest moje wewnętrzne dziecko?
W tym całym dramacie dwa razy pojawia się zapewnienie, że Bóg usłyszał… Gdy Hagar pierwszy raz znalazła się na pustyni, nazwała Boga: Ten, który widzi. Teraz jest Tym, który słyszy. Bóg nie zostawia mnie w najczarniejszej rozpaczy. Posyła mi swoich aniołów, dobrych ludzi, odpowiednie książki, nagrania, prowadzi mnie krok po kroku, otwiera oczy na studnię. Ona cały czas była obok. Rozpacz, zamartwianie się, mogą powodować, że jej nie dostrzegam. Bóg jest wrażliwy nie tylko na modlitwy kierowane do Niego na „klęczkach”. On słyszy każdy jęk, który wydobywa się z głebokości. I nie pozostaje obojętny. Dzisiaj mogę już nie używać słów… wystarczy, że otworzę serce.