Wprowadzenie do modlitwy na piątek, 7 lutego

Tekst: Mk 6,14-29

Prośba: o łaskę przyjęcia każdego działania Boga we mnie – bez narzucania własnych oczekiwań i wyobrażeń.

1. Herod chętnie słuchał Jana Chrzciciela, chociaż za każdym razem budził się w nim duży niepokój. Bywa czasem tak, że spotkanie ze słowem Boga (a Jan, jako prorok, głosi słowa od Niego pochodzące) zamiast owocować w nas pokojem, wywołuje wręcz przeciwny skutek. Zaczyna nas kłuć, pulsować jak bolący ząb. Wydaje się osłabiać , a nie umacniać. Dzieje się tak, kiedy w całości lub w jakimś obszarze życia oddalamy się od Boga. Herod nie miał czystego sumienia, dlatego słowa Jana, choć wyczuwał w nich prawdę i życie, odczuwał pod ich wpływem niepokój. Możnaby pomyśleć, że takie działanie Boga to przeszkoda, dodatkowe utrudnienie życia. Ale to jest interwencja miłości, akcja ratunkowa, która ma nas wyciągnąć z grzechu. Tyle, że potrzeba też decyzji człowieka o tym, żeby na tę miłość się zgodzić. Na to Herod się nie zdobył. A jak ja reaguję kiedy spotykam Boże słowo, które mnie niepokoi, głośno wzywa do zmiany? Może zechcę tu i teraz poprosić: „Panie, wyciągnij mnie z tego!”.

2. Herod chętnie słuchał Jana. Ale w końcu kazał go zabić. Trochę później był ciekawy Jezusa. Spotkał Go nawet. Ale Ten nie okazał się dostatecznie rozmowny czy zabawny, więc odesłał Go Piłatowi. Można więc słuchać proroków (słynnych ewangelizatorów, dobrych kaznodziei, rekolekcjonistów), ale zupełnie nic na tym nie skorzystać. Można spotkać Jezusa, ale wyżej cenić swoje oczekiwania niż Jego samego. Czy we mnie coś się zmienia pod wpływem wiary? Czy zauważam w sobie rozwój? Jeśli tak – ucieszę się tym i porozmawiam o tym z Panem. Jeśli nie – zapytam Go co konkretnego mogę zmienić, aby coś się we mnie ruszyło.

3. Wyrzuty sumienia Heroda przekonują go, że Jezus jest zmartwychwstałym Janem Chrzcicielem. Zasadniczo się myli – Jezus jest Kimś dużo większym niż ten, który przygotowywał Jego przyjście. Ale w pewnym sensie Herod ma również rację. Sam Jezus przecież mówi: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z moich najmniejszych braci, mnieście uczynili”. Utożsamia się z tymi, którzy do Niego należą. Śmierć Jana zatem bardzo mocno dotyczy Jezusa. Podobnie wszystko, co przydarza się Tobie, bardzo mocno – aż do utożsamienia – dotyczy Jezusa. Pomyśl sobie teraz, że również Twój grzech dotyka Jego samego. I nie chodzi o dezaprobatę, o to, że Mu się to po prostu nie podoba… ale o to , że Ten, który jest bez grzechu, zostaje nim uderzony tak – dlatego, że dotyczy to Ciebie, istoty przez Niego ukochanej. Spróbuj to sobie uświadomić. Rozmawiaj z Jezusem o tym, co rodzi się w Twoim sercu.