Wprowadzenie do modlitwy na środę, 25 listopada.
Tekst: Łk 21,12-19
Prośba: o łaskę przyjmowania Życia.
Koniec roku liturgicznego to przybliżenie prawdy o powtórnym przyjściu Chrystusa, paruzji… o końcu tego świata. To się stopniowo dzieje na naszych oczach. Jezus zapowiadał różne wydarzenia, przygotowywał uczniów, czyli także nas. Kiedy czytam opis prześladowań, zdrady przez najbliższych, budzą się we mnie różne trudne uczucia. Chcę je dopuścić do głosu, zanim usłyszę co radzi mi Jezus.
Jezus mówi, że zanim umrę, wielokrotnie otrę się o śmierć. Będę w sytuacji granicznej. Widzę, że rzeczywiście tak się dzieje. Niekoniecznie chodzi o śmierć w ścisłym sensie męczeńską, za wiarę, ani nawet o udział w wypadku, katastrofie. W ciągu mojego życie wiele razy sama „przyprawiam się o śmierć”, podejmując nieodpowiedzialne decyzje, zanadto ryzykując, idąc za zachciankami. Ale także zdarza mi się świadomie wchodzić w śmierć – podejmować wyzwania, które są dla mnie tak trudne, jakbym miała umrzeć. I nie chodzi nawet o przejście Orlej Perci, a bardziej konfrontowanie się z trudnymi tematami, osobami, mówienie niewygodnej prawdy, rezygnowanie z wymarzonych planów dla „wyższych” celów, opiekę nad kimś niemiłym… co jest dla mnie taką śmiercią?
Jezus zapewnia, że w tej dramatycznej rzeczywistości jest blisko mnie. On mnie nawet nie ostrzega, ale uprzedza – Swoją obecnością, działaniem, Swoim Duchem. Ukazuje mi Swoją interpretację, według której przykre doświadczenie, zagrożenie życia może być okazją do świadectwa. Jezus mnie zapewnia, że On Sam mną pokieruje. To On będzie świadczył we mnie. To On się zatroszczy, żeby wola Ojca wypełniała się czy to przez śmierć, czy to przez życie. Jeśli to Jezus jest moim Życiem, ocalę Go, moją relację z Nim, przez swoją wytrwałość powierzania się Jemu. I to nie są puste slogany. To nie jest Słowo i obietnica na abstrakcyjne „czasy ostateczne”. Chcę dziś zobaczyć miejsca w mojej codzienności, moje słabe punkty, w których nie starcza mi wytrwałości w byciu przy Jezusie, gdzie Go sobie odpuszczam. Dlaczego tak się dzieje? Swoimi siłami nie utrzymam w sobie Życia. Mogę się tylko na Nie otwierać…
Chciałabym przejść Orlą Perć , ale chciałabym to zrobić będąc asekurowana liną i obecnością kogoś. Mam świadomość swojej słabości , wiem że może zabraknąć mi sił , że mogę popełnić błąd i odpaść od ściany . Ale wtedy zawisnę na linach , wtedy obok będziecie ten ktoś . Dopóki sama liny nie odetnę- nie spadnę . Tak dla mnie jest z Jezusem – On jest tą liną.