Wprowadzenie do modlitwy na środę, 4 listopada.
Tekst: Flp 2,12-18; Ps 27,1.4.13-14
Prośba: o łaskę przyjmowania Światła.
List do Filipian, który od kilku dni czytamy w czasie liturgii, ma ogromną wartość teologiczną. Każde zdanie wymagałoby głębszej medytacji, zatrzymania nad nim. Dziś słyszę Pawła, który zakłada, że jego duchowe dzieci zawsze są posłuszne. Wątpię, żeby robił to z przekory. Musi mieć jakieś dowody na to, że rzeczywiście ta wspólnota wypełnia nie tylko Jego napomnienia, ale przede wszystkim wolę samego Boga. Podstawą zaufania do nich jest jednak wiara Pawła, że oni, choć słabi, pozwalają Bogu używać się jako narzędzia. I to Bóg sam jest sprawcą ich „chcenia i działania” według Jego woli. Za tym idzie brak możliwości chlubienia się. Bo dzieł nie dokonują sami z siebie. To Bóg przez nich działa. Gdy to czytam, po pierwsze zastanawiam się nad swoim posłuszeństwem woli Bożej. Czy o mnie ktoś mógłby zaświadczyć, że zawsze jestem posłuszna? Po drugie dostrzegam, jak często moje „Chcenie” myli mi się z „Chce mi się”. Nie zawsze one się wykluczają. Potrzebuję jednak czujności, żeby zbyt łatwo nie pójść za drugim, kosztem pierwszego, głębszego, często trudniejszego i niezrozumiałego.
Paweł mówi o narodzie zepsutym, przewrotnym, o świecie ciemności, pośród którego Filipianie są źródłami światła. Obraz jest ładny, plastyczny. Ale nie chcę wpaść w pułapkę dualizmu, która wydaje się najłatwiejszą interpretacją. Świat został stworzony, jako wspaniałe dzieło Boga. To do Niego należy władza, panowanie. To On utrzymuje świat w istnieniu Swoją miłością. Ta miłość nikogo nie wyklucza. Ta Osobowa Miłość jest Światłem. Noszę w sobie to Światło tylko wtedy, gdy Je przyjmę. W niczym nie jestem lepsza od tych, którym w tym momencie trudniej jest przyjąć Światło. Nie mogę też zapominać, że nie jestem Jego producentką. To „Pan jest moim światłem i zbawieniem moim”. Do Niego się zwracam po Światło. I proszę o siły, żebym umiała rozpraszać ciemności w sercach innych. Światłem Chrystusa.