Wprowadzenie do medytacji na środę, 2 września.
Tekst: Łk 4, 38-44
Prośba: o rozpalenie mojego serca Miłością Chrystusa.
Dzisiejszy fragment Ewangelii jest bezpośrednią kontynuacją wczorajszej. Po tym, jak Jezus w synagodze uwolnił człowieka od „ducha nieczystego”, przychodzi do domu Szymona i uwalnia jego teściową od gorączki. Gorączkę kojarzymy z objawem choroby. Wydawałoby się, że z choroby się raczej uzdrawia, niż uwalnia. Gdy spojrzymy do tekstu greckiego znajdziemy określenie, które można przetłumaczyć jako „upomniał gorączkę”. Możemy sobie to wyobrazić. Jezus przychodzi i upomina gorączkę. Upominać można kogoś, kto upomnienie usłyszy. Czym więc, kim jest ta gorączka? Tekst grecki mówi, że teściowa była nią ogarnięta. Cała była w gorączce. Była gorączką. Czy miewam takie momenty, że coś mnie pochłania, spala od środka niezdrowym ogniem? Gorączka powoduje omamy, odchodzenie od zmysłów. W czym ja się zatracam?
W pismach wielu mistyków znajdujemy motyw ognia, płomienia, żaru, który rozpala serce. Święty Jan od Krzyża swoje ostatnie wielkie dzieło zatytułował „Żywy płomień miłości”. To jego pierwsza strofa:
„O żywy płomieniu miłości,
Jak czule rani siła żaru twego
Środka mej duszy najgłębsze istności!
Bo nie masz w sobie już bólu żadnego!
Skończ już! – jeśli to zgodne z twym pragnieniem!
Zerwij zasłonę tym słodkim zderzeniem!” (całość)
To nie jest tak, że każdy ogień jest zły. Mówimy o tym, że ktoś płonie gorliwością, że spala się dla innych. Tak można jednak płonąć tylko Chrystusem. To On jest ogniem, który chce ogarnąć moją duszę, moje serce i ciało. On może mnie wprowadzić w stan gorączki, która poprowadzi mnie do wielkich rzeczy, w której spotkam się z Nim. To gorączka która nie odbiera rozumu, ale oświeca go, scala i angażuje zmysły. To płomień, który może wyrwać mnie z bylejakości i miernoty. Ogień Miłości, na który odpowiada się miłością.