Wprowadzenie do modlitwy na środę, 15 lipca.
Tekst: Mt 11,25-27
Prośba: o serce gotowe do uwielbienia.
Jezus wysławia Ojca, spontanicznie, publicznie, własnymi słowami. Chcę dzisiaj dołączyć się do Jego modlitwy. Mogę nie mieć nastroju, nie „czuć” tego. Uwielbienie ma to do siebie, że jest modlitwą bezinteresowną. Jej głównym celem nie jest ani przeproszenie, ani prośba, ani nawet dziękowanie. To wpatrywanie się w Boga i wychwalanie Go, zauważanie tego Kim i jaki jest sam w sobie. To nie jest łatwa modlitwa, ale wiem, że skoro mieszka we mnie Duch Boży, jestem do niej zdolna w każdym czasie. Gdy fizycznie choruję, coś mnie boli i gdy przeżywam smutek; w opuszczeniu, lęku, bezradności. To moje stany się zmieniają, ale Bóg pozostaje niezmienny i godny uwielbienia. Większość psalmów, nawet gdy mówią o trudach, prześladowaniach, kończy się uwielbieniem. Mogę dzisiaj też skorzystać z ich pomocy.
Słowo, które Biblia Tysiąclecia tłumaczy jako „prostaczkowie”, oznacza dosłownie nieletnich, małe dzieci. Właśnie takie usposobienie jest jedynym właściwym, żeby zbliżać się do Ojca – jak dziecko. Dziecko uznaje swoją zależność, ze wszystkimi potrzebami zwraca się do rodziców, ma naturalną ufność. Widzę jak z wiekiem, wraz z przykrymi doświadczeniami gubię tę postawę. Zraniona przez ludzi, przenoszę mój żal na Boga Ojca. Mam wiedzę, że Jego miłość przekracza wszelkie moje wyobrażenia, jest bezwarunkowa, osobista, bezinteresowna… takiej miłości potrzebuję. Z takim Ojcem chcę się spotkać.