Wprowadzenie do modlitwy na sobotę, 20 stycznia

Tekst: 2 Sm 1, 1-4. 11-12. 19. 23-27 oraz Mk 3, 20-21

Prośba: o łaskę zaangażowania się w życie, relację, miłość.

1.   Do Dawida przybiega wojownik i donosi o klęsce wojsk izraelskich. Dodaje też, że zginął Saul i Jonatan, który był serdecznym przyjacielem Dawida. Przyjrzyj się, co robi Dawid, jak się zachowuje w tej sytuacji. Zaczyna przeżywać żałobę. Rozdziera szaty, płacze, lamentuje, pości. A potem ujawnia to, co jest w jego sercu odnośnie tych dwóch osób zabitych. Dawid bardzo pokazuje, że jest zaangażowany w życie i relacje. Wsłuchaj się w sposób, jaki opisuje Saula i Jonatana. Można to wziąć jako zwyczajowe mówienie o zmarłych, wydobywanie ich dobrych cech. Jednak wydaje się, że Dawid robi coś więcej. To były ważne osoby dla niego. On pokazuje, jakimi więzami był z nimi połączony. Nie płacze się po kimś, kto był nam obojętny. Popatrz na swoje zaangażowanie w relacje, budowanie bliskości, dbanie i troszczenie się o innych. Im ktoś był bliższy, tym stratę przeżywa się boleśniej. To widzimy u Dawida. Popatrz na jego wrażliwe serce i zobacz swoje serce.

2.   W Ewangelii widzimy Jezusa, który u progu swej działalności przeżywa trudności. Tuż po powołaniu apostołów okazuje się, że tłumy są tak liczne, iż nie mają czasu, by się posilić. Z kolei bliscy wybrali się, żeby go powstrzymać, traktując Go jako „wariata”. A Jezus? Spotyka Go to, bo jest zaangażowany w sprawy człowieka. Choć słyszymy dzisiaj o tłumie, to przecież dobrze wiemy, że Jezus tłumy nauczał, a spotykał się i uzdrawiał i dbał o konkretnego człowieka. W ten sposób możemy powiedzieć, że Bóg nie zbawia wszystkich ludzi – On zbawia każdego człowieka (określenie „wszystkich ludzi” jest bardzo ogólne i dość bezosobowe, jakby jakaś „masa”). Znów popatrz na swoje zaangażowanie w drugiego człowieka, również w siebie samego. Czy spotykają Cię podobne przeciwności jak Jezusa? A może patrzysz na życie bardzo chłodno i „racjonalnie”, dbając dobrze o siebie i mając postawę „niech każdy zadba o siebie, nie będę się nikim zajmował”. Bliscy Jezusa wydają się być takim „głosem rozsądku”, który jednak nie zawsze pasuje do miłości, która ma w sobie element „szaleństwa” –  wydania siebie, ofiarowania. A to ofiarowanie nigdy nie jest opłacalne, nigdy się nie kalkuluje, nigdy się „nie zwróci” i bilans nigdy nie wyjdzie na zero. Czy za takim Jezusem chcę iść? Czy takiego Jezusa chcę naśladować? Jak konkretnie w swoim życiu?