Wprowadzenie do modlitwy na 13 Niedzielę zwykłą, 26 czerwca

Tekst: Łk 9,51-62

Prośba: o łaskę wolności serca.

1.   Słowa rozpoczynające dzisiejszą ewangelię są bardzo ważne. Oto dopełniają się dni wzięcia Jezusa z tego świata, więc zaczyna się jakby bliższe przygotowanie do najważniejszych wydarzeń w życiu Jezusa i życiu chrześcijanina. I słyszymy, że Jezus postanowił udać się do Jeruzalem (w oryginale: utwierdził oblicze, by ruszyć do Jeruzalem). W tym słowie „postanowił” jest podjęta decyzja, jakby Jezus powiedział: „tak, idę, nie ma odwrotu, nie ma ucieczki”. A wie dobrze, co Go spotka w Jerozolimie. Bo droga życiowa wymaga decyzji, wymaga świadomego zaangażowania woli, a nie „niech się dzieje, co chce”. To zaangażowanie bowiem zakłada odpowiedzialność, bez niego zaś chcemy żyć jakby nieodpowiedzialnie (coś się będzie wydarzać, ale nie przyjmuję konsekwencji moich decyzji). Jezus jest zdeterminowany wolą Boga i pragnieniem pokazania człowiekowi swojej miłości aż do wydania życia na krzyżu.

2.   Kiedy idą, przechodzą przez Samarię i tam nie chcą ich przyjąć. A nie przyjmują Jezusa, gdyż – jak mówi oryginał – oblicze Jego było skierowane ku Jeruzalem. Możemy w tych słowach widzieć podwójne znaczenie. Jedno, to zewnętrzne – Samarytanie nie cierpieli Żydów, uważali że mogą Boga czcić na swojej górze Garizim, więc nie zgadzali się na „monopol” świątyni w Jerozolimie. A drugie znaczenie, bardziej duchowe i skierowane dla nas – czy my zgadzamy się na sposób, w jaki Jezus chce nas zbawić? Czy zgadzamy się, że będzie to przez krzyż, przez wydanie swojego życia? Bo to oznacza, że nas również to czeka, a wcale nam się to nie uśmiecha… Mówiąc innymi słowy: czy Twoje oblicze jest również skierowane ku Jeruzalem, podobnie jak Jezusowe, czy też patrzysz zupełnie w inną stronę? Pamiętasz przypowieść o miłosiernym samarytaninie? Człowiek, który wpadł w ręce zbójców był w drodze z Jerozolimy do Jerycha, więc jego oblicze było w przeciwnym kierunku niż Jezusa…

3.   Pojawiają się na chwilę dwaj uczniowie Jezusa: Jakub i Jan. Uświadom sobie, jaką drogę duchową przebyli. Dzisiaj są bardzo nieprzyjemni, szorstcy wobec Samarytan i czekają tylko na sygnał od Jezusa, by spuścić ogień na tych podłych ludzi, którzy nie chcą ich przyjąć. Za kilkadziesiąt lat, ten sam apostoł Jan w swoim liście napisze: „Bracia, miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga”. Te kilkadziesiąt lat chodzenia za Jezusem przemieniło ducha apostołów z pragnienia zemsty do przebaczenia. Czy w podobny sposób patrzysz na drogę swego życia? Czy widzisz jej etapy i zmiany, jakie się w Tobie dokonują przez codzienny, mozolny trud wsłuchiwania się w głos Pana i pozwolenie, by On Cię przemieniał? Czy masz dość miłosierdzia dla siebie, szczególnie gdy dziś nie jesteś taki, jaki chciałbyś być – i dość cierpliwy, by poczekać do „jutra”, które Bóg dla Ciebie przygotowuje?

4.   Spójrz na koniec modlitwy jeszcze na te trzy postacie – osób, które chcą iść za Jezusem i które On sam powołuje. Pojawia się tu wielki temat wolności, która jest niczym innym jak zdolnością do podejmowania decyzji. I tu możesz wrócić do punktu pierwszego i do decyzji, jaką podjął Jezus. Jego oblicze skierowało się ku życiu, które w Jeruzalem przejdzie przez śmierć. A to wszystko z szalonej miłości do człowieka. Tak szalonej, że niektórzy wielcy teologowie twierdzili, że Bóg przyszedłby na świat jako człowiek nawet wtedy, gdyby ten nie zgrzeszył, bowiem Bóg tak umiłował człowieka, że chciał doświadczyć tego samego, co ukochana przez Niego istota. Miłość bowiem pragnie upodobnić się do tego, którego kocha. Jeśli więc Ty kochasz Jezusa, to również będziesz pragnął upodobnić się do Tego, którego kochasz. Także w wolności, jaką pokazuje Jezus wobec tych trzech wędrowców spotkanych w drodze, co wcale nie jest łatwe. Jakie masz w tym względzie pragnienia?