Wprowadzenie do medytacji na sobotę, 24 lutego.

Tekst: Mt 5, 43-48

Prośba: o serce otwarte na miłość Ojca.

On – Ojciec. Dzisiaj Jezus mówi o jednym z najtrudniejszych zadań ucznia – miłości nieprzyjaciół. Poprzeczka zostaje postawiona bardzo wysoko. Nie ma się jednak co nad tym zastanawiać i szukać w sobie siły do realizacji, jeśli sam nie przyjmę miłości, która jest pierwsza – Miłości Ojca. Bez niej nie jestem w stanie kochać ani Boga, ani siebie, ani moich bliskich, a już tym bardziej nieprzyjaciół. Jezus chce mnie dziś przyprowadzić do Ojca, daje mi Go za wzór. Stanę w szczerości przed sobą i Bogiem, spróbuje określić czym jest dla mnie miłość Boga- Ojca? Czy kiedy jej nie czuję, jestem o niej przekonany? Kiedy mi jej brakuje, tęsknię za nią? Może już samo słowo „ojciec” budzi we mnie najgorsze skojarzenia. Nie będę dzisiaj niczego udawać. Powiem szczerze o wszystkich swoich wątpliwościach i trudnościach.

Słońce Jego wschodzi… zsyła deszcz… Ojciec nie robi sobie nigdy przerwy w kochaniu. Miłość nie jest jedną z jego cech, ale Jego istotą. Ojciec jest Miłością. Dając Miłość, daje przede wszystkim Siebie. Każdego dnia jestem obdarowany Jego Miłością – obecnością. Brakuje mi jednak uważności na przejawy Jego Miłości, a co za tym idzie, brakuje mi wdzięczności. Każdy wschód słońca może mówić mi: kocham Cię, pamiętam o Tobie, chcę Twojego dobra. Ożywczy deszcz jest wyrazem troski. Bóg nie wstrzymuje ruchu planet z powodu mojego grzechu, nie mówi: jeszcze nie zasłużyłeś dzisiaj na tlen. Popraw się, to będziesz mógł oddychać. Tak samo hojnie i bez względu na osoby udziela przebaczenia. Niczym się nie gorszy. Z tej perspektywy wszyscy jesteśmy wobec Niego równi, bo słabość jest wpisana w człowieczeństwo od upadku.  Za co dziś chcę podziękować Bogu Ojcu? Czego w Jego miłości nie rozumiem, co jest dla mnie trudne?

Miłujcie… Wielki Post jest czasem nawrócenia na miłość. To czas, kiedy chcę bardziej kochać. Pierwszym „nieprzyjacielem”, który domaga się mojej miłości jestem ja sam. Jest wiele spraw, o które siebie oskarżam, których „nie mogę sobie darować”, za które siebie potępiam. Nie daję sobie prawa do życia, radości, odpoczynku, prawa do błędu. Przyjęcie miłosierdzia bez chęci „odpracowywania go”, życie z łaski Boga otwiera serce i uzdalnia do kochania taką samą miłością. Spróbuję spojrzeć dziś na siebie oczami miłującego Ojca, usłyszeć Jego głos, który wstawia się za mną:  przebacz mu, on nie wiedział co robi.